Kiedy podczas zebrania rodziców w sierpniu 2013 poinformowano nas o planie rocznym uwzględniającym między innymi nocowanie w przedszkolu, pomyślałam . że to jakiś żart i błyskawicznie pojawiły się w mojej głowie pomyły na różne ściemy, które to Jana uchronią przed nocą w przedszkolu...przed nocą beze mnie...
Jednak przez te 9 miesięcy wiele się zmieniło, przede wszystkim Jan zmienił się w rozumnego chłopczyka.
Tak więc dziś o 9tej odprowadziłam mojego Elfa do przedszkola, wycałowałam i uciekłam...
Uciekłam żeby móc sobie popłakać!
I choć wiem, że Jaśko świetnie się tam czuje, że dzisiejszy wieczór był pewnie dla niego zjawiskowy i wyjątkowy, to jakoś ciężko jest mi się wyluzować !!
Starałam się zabić dziś czas organizując sobie jak najwięcej pracy, ale mimo to myślę wciąż tylko o Nim...
I wcale ten dzień nie sprawił mi przyjemności, bo tęsknię i brakuje mi go na każdym kroku!!
A najgorsze przede mną - noc!
Bo dziś nie usłyszę biegnących stópek do naszych sypialni, bo dziś nie wtuli się we mnie, nie poprosi o przykrycie...
Dobrze, że jutro wszystko wróci do normy...
Zamiast ciszy panuje tam chaos
Zamiast porządku - bałagan
Zamiast chodzących w skupieniu dorosłych - mnóstwo uśmiechniętych i podekscytowanych dzieci
Zamiast posągów, drogocenych pamiątek - zabawki i inne cuda wianki
Tak można w wielkim skrócie opisaś muzeum dla dzieci "Labirynt"
Kocham maj za tulipany, za bez i konwalie...
Kocham za truskawki...
za powiew ciepłego wiatru.
Kocham za długie dni...
za dzień Matki...
Kocham nawet wtedy, kiedy zimno, pochmurnie i wietrznie...
Kocham, bo jest On...
Są takie dni kiedy nic mi się nie chce, kiedy mogłabym cały dzień przeleżeć w lóżku, na zmiane zasypiając i czytając książkę...
Są takie dni, kiedy trochę mi się chce a trochę nie... Tych chyba jest właśnie najwięcej... Wtedy robię, bo muszę...
Są też takie dni, kiedy mam moc, kiedy mi się bardzo chce, kiedy mogłabym w jeden dzień Rzym zbudować albo bardziej przyziemnie - obiad dwódaniowy ugotować, dwa ciasta upiec, wszystkie okna pomyć...przemeblowanie zrobić!
Takie dni miałam właśnie w zeszłym tygodniu...Miałam w zasadzie moc całotygodniową ( i chyba wyczerpałam cały swój limit, bo w tym tygodniu najprawdopodobniej dla równowagi mam mega lenia)
No więc w tamtym tygodniu, korzystając z tej dobrej passy odwaliłam kawał dobrej roboty na ogrodzie i przemalowałam łazienkę!
Natrudziłam się strasznie , naprzeklinałam obłędnie, bo łazienka malutka i w niektóre zakamarki niełatwo dojść, ale dałam radę i co najważniejsze efekt końcowy zaspakaja moje estetyczne zboczenie.
Niektorzy dziwili się, kiedy mówiłam, że mamy na weekend gości, których właściwie nie znamy, że to niebezpieczne, ryzykowne, bo przecież nic o nich nie wiemy...
I wcale mnie takie myślenie nie dziwi, bo przecież dzisiejszy świat do najbezpieczniejszych nie należy... Nie brakuje wariatów, psychopatów, morderców... ale nie dajmy się zwariować!
Nie można przecież być od początku nastawionym anty, być w stosunku do ludzi nieufnym czy też podejrzliwym....
Naturalne, że musimy uważać, ale nie generalizujmy, nie przesadzajmy i nie traktujmy wszystkich jako potencjalnch morderców itp.
Wśród tych wszystkich wariatów, niebezpiecznych dzwiaków żyje bowiem na tej planecie jeszcze mnóstwo wartościowych, dobrych, empatycynych i wrażliwych ludzi!!
Ufajmy więc naszej intuicji, nie zamykajmy się na innych!!
Tyle tytułem wstępu, a teraz do sedna sprawy, czyli do wizyty Małej Mamy i jej rodziny w naszym domu.
Goście, po podróży z przygodami, przeplatanej deszczem, słońcem pojawili się u nas w piątek wieczorem.
Chłopcy, Fabian i Jasiek początkowo poznawali siebie, badali granice, tak aby następnego dnia wystartować już bez zgrzytów i zbędnych kłótnij czy bijatyk.
Swoją drogą dobra taktyka docierania do siebie!
Sobota zgodnie z planem została spędzona na świeżym powietrzu, w urokliwym miejscu, o którym już zresztą pisałam tutaj.
Pogoda dopisała, więc chłopcy mogli skorzystać z wszystkich możliwych atrakcji.
Pewnie gdybym mieszkała w Polsce,to wsiadałabym na rower sporadycznie, od święta i pewnie z naburmuszeniem...
Tutaj od święta i z naburmuszeniem używam auta, bo rowerem jest po pierwsze i najważniejsze najszybciej dotrzeć do celu...po drugie taniej, po trzecie bez stresu o miejsce parkingowe itp.
Rowerzyści traktowani są tutaj z szacunkem, wszędzie mają swoje ścieżki, a pod sklepami parkingi.
Zupełnie inaczej niż w Polsce.
Jeżdzę więc dość dużo i chętnie.
Kiedy jadę z Jaśkiem - w zależności od celu podróży, montuję fotelik lub przyczepkę, kiedy sama - koszyk na zakupy.
A Wy?
Często jezdzićie rowerem?
Lubicie?
Pierwszy dzień mają, obojetnie jaka byłaby pogoda, obojętnie jak byłby spędzony i tak będzie piękny...
Tego dnia poznałam bowiem mojego męża i tatę Jana.
11 lat temu....
I tak samo jak data ślubu, data naodzin Jasia, tak ta data jest dla mnie wyjątkowa i chyba nawet najważniejsza, bo gdyby nie ona, nie byłoby tych kolenych dwóch :)
Wczorajszy dzień nie był planowany, reżyserowany czy też milon razy obmyślany i dlatego też był pewnie taki uroczy...
Wstaliśmy później nż zwykle, leniwie dochodziliśmy do siebie, nieśpiesząc się zjedliśmy pyszne śniadanie...
.
A po tym śniadanku, kiedy słońce było już w pełni, a my w końcu ubrani i zrobieni na ludzi postanowiliśmy odwiedzić nowo otwarty park rozrywki Karls położony nieopodal Berlina.
Szkoda tylko, że na taki sam pomysł jak my wpadło pół miasta...
4 kilometrowy korek nie znięchęcił nas jednak...wizja braku miejsca parkingowego również...
Ludzi było odgroma i jeszcze więcej, ale mimo to bawiliśmy się świetnie i wiem, że na pewno w to miejsce wrócimi.
Urzekło mne ono swoim stylem, archiekturą, no i kupili mnie tym.... że serwują obiady na mojej ukochanej bolesłwieckiej ceramice:)
Oprócz otwartego parku rozrywki jest również wielka "stodoła", w której robone są na oczach dzieci mydła, ciekierki, powidła i wszystkie te cuda można oczwiście zakupić.
Jest po prostu cudnie!
Każdy znajdzie tam coś dla siebie!
Kochani mam nadzieję, że rozkoszujecie się wolnym i miło spędzacie czas.
U nas aktywnie, cieplutko i rodznnie!
Dziśiaj ważny dzień dla mnie:) Gdyby nie wydarzenia sprzed 11 lat zapewne Jaśka nie byłoby z nami:)
1.05.2003 roku poznałam bowiem swojego męża i tym samym przyszłego tatę Janka!! :)
Aż miło powrócić myślami do tamtego czasu, byliśmy tacy młodzi...
Ale nie o tym miałam przecież pisać:)
Chciałabym ogłosić zwyciężczynie naszego wiosennego candy:)
© Co Janek zrobił? . Powered by Blogger and Manifest. Converted by Graphicon.pl